czwartek, 4 października 2012

Baśnie i opowieści zen cz.I~

Konnichiwa. Jak tam wam minął czwartek? Mi przyjemnie i szybko! Jutro tylko piątek ale i najgorsze lekcje, damy radę! ;) Nie będę przedłużać. Dziś tak jak obiecałam Baśnie i Opowieści Zen Kraju Kwitnącej Wiśni. Zapraszam do czytania :)
~~~~
Kaczki mandarynki i samuraj.

Upłynęło dużo czasu, odkąd na brzegach jeziora Mimidoro, które dziś nosi nazwę Mizorio, na północy wschód od Kioto, wiodła spokojny żywot para kaczek mandarynek. Trzeba było widzieć, w najpiękniejszej porze letniej, jak samiec, zdobny w pomarańczowe piórka, ciemnoczerwony dziób i wspaniałe fryzowane skrzydła, skakał po wodzie, a potem zrywała się do lotu. Pani i dzieci, odziane w skromną szarość, nawet to najstarsze, wciąż jeszcze z młodzieńczym upierzeniem, nie spuszczały z niego oczu. Wieczorem, gdy najedzone kaczątka smacznie już spały, Pan, czule trącając dziobem biały, wdzięczny policzek małżonki, życzył jej dobrej nocy i cała rodzina ukryta w dziupli, która służyła jej za mieszkanie, odpływała do krainy snów. Następnego roku, z początkiem wiosny, młody samuraj postawił nad brzegiem stawu chatę. Jego żona spodziewała się pierwszego dziecka. Byli ubodzy. Samuraj musiał zakupić cały ekwipunek: bufiaste spodnie, nagolennice, metalowe ochraniacze przedramion oraz czteroczęściowy gorset. Żona wyszykowała mu „otok powziętej decyzji”, matka długi czas oszczędzała, aby ofiarować mu dwa tradycyjne miecze, długi i krótki. Jednak nie miał jeszcze przerażającej maski przeznaczonej do strwożenia wroga. Oczekiwał na to, by jakiś szlachetny pan przyjął go na służbę. Tej nocy żona obudziła go i powiedziała: – Mój najmilszy mężu, wiem, że jesteśmy biedni i nie chciałabym ci się naprzykrzać, ale od pewnego czasu czuję nieodpartą potrzebę zjedzenia mięsa i obawiam się, aby twój syn nie ucierpiał z tego powodu. Młody samuraj nie odrzekł ani słowa. Wziął luk i wyszedł w noc. Zajął stanowisko na brzegi jeziora, czatując na ofiarę. Akurat wybrał się na nocną przechadzkę samiec kaczki mandarynki. U zarania wiosny gniazdo jest jeszcze puste, i kaczor rozmyślał o ciężkiej pracy, jaka czekała go latem, kiedy będzie musiał wyżywić wszystkich domowników. Samuraj spostrzegł jego kędzierzawe skrzydła lśniące w blasku księżyca. Wypuścił strzałę i zabił kaczora. Zaniósł go w torbie do domu i przymocował do żerdzi przed chatą. Potem wrócił na posłanie i usnął. Ze snu wyrwał go niezwykły hałas. „Pac, pac – jakby uderzenie skrzydeł. „Kaczor jest tylko ranny, pomyślał, i tłucze się na końcu żerdzi, do której go przywiązałem”. Wziął nóż i wyszedł. Kaczor, powieszony za łapy, był martwy. Przybyła jednak jego samica i biła nad nim skrzydłami. Samuraj błysnął ostrzem noża i zamachnął się. Kaczka mandarynka znieruchomiała, nie ruszała się z miejsca. Wobec tego samuraj rozniecił ogień, by upiec ich oboje, samca i samiczkę. Kaczka dalej biła skrzydłami, opłakując zmarłego męża. Samuraja ogarnęło wtedy nieznane uczucie. Wszedł do chaty, obudził żonę i pokazał jej ten spektakl miłości małżeńskiej, a ona się popłakała. – Nie zjem tego mięsa za żadne skarby świata – rzekła.

Dawne kroniki mówią, że samuraj obciął swój kok wojownika i został mnichem. Wiódł przykładny żywot, stając w obronie zwierząt, troszcząc się o najmniejszego owada, i od tamtego czasu jego imię znajduje się w poważaniu. Tak zostało powiedziane o sprawach przeszłości.
~

Magiczne zwierciadło

Iriku bardzo kochał swojego ojca. Dzisiaj starzec dołączył iuż do grona przodków. Wyplatając bambusowe kosze, lriku często myślał: „Gdyby moja żona nie żywiła tyle niechęci do mego szanownego ojca, byłby bardziej szczęśliwy na stare lata. Nie wahałbym się wtedy okazywać mu przywiązania i synowskiego szacunku. Rozmawialibyśmy długo przyjemnie. Opowiadałby mi o dawnych ludziach i rzeczach…”. I ogarniała go melancholia. Pewnego targowego dnia koszykarz Iriku sprzedał partię koszy szybciej niż zwykle. Kiedy przechadzał się bezczynnie pomiędzy straganami, dostrzegł chińskiego kupca, który często oferował dziwaczne przedmioty. – Podejdź bliżej, lriku – rzekł handlarz. – Mam tu coś nadzwyczajnego. I z tajemniczym wyrazem twarzy wydobył z kufra płaski, okrągły przedmiot przykryty kawałkiem jedwabiu. Dał go lriku do rąk i ostrożnie ściągnął tkaninę. lriku pochylił się nad gładką, błyszczącą po wierzchnią. I rozpoznał wewnątrz wizerunek swojego ojca z czasów młodości. W strząśnięty, wykrzyknął: – Ten przedmiot jest magiczny! Tak – odparł kupiec – nazywają go zwierciadłem i ma on wielką wartość! Ale lriku już się zapalił: – Daję ci wszystko, co mam’- powiedział. – Chcę mieć to „magiczne zwierciadło” i pragnę zabrać do domu wizerunek mego ukochanego ojca. Gadali długo, aż w końcu Iriku zostawił handlarzowi cały urobek dnia. Kiedy tylko wrócił do siebie, poszedł na strych i ukrył wizerunek ojca w kufrze. W ciągu następnych dni wymykał się na strych, wyciągał „magiczne zwierciadło” z kufra; spędzał długie chwile, kontemplując wielbiony obraz, i był szczęśliwy. Zona wkrótce zauważyła jego dziwne zachowanie. Któregoś popołudnia, kiedy przerwał w połowie wyplatanie kosza, poszła za nim. Zobaczyła, że wszedł na strych, grzebał w kufrze, wyciągnął stamtąd nieznany przedmiot i długo mu się przyglądał z tajemniczym wyrazem przyjemności na twarzy. Następnie okrył przedmiot kawałkiem tkaniny i schował go pieczołowicie, z miłością. Zaintrygowana, poczekała, aż odejdzie i teraz ona z kolei otworzyła kufer, odnalazła przedmiot, ściągnęła jedwabną tkaninę, popatrzyła i ujrzała: „Kobieta!”. Wściekła, zeszła ze strychu i zwymyślała męża: – A więc to tak! Zdradzasz mnie, oglądając po dziesięć razy dziennie kobietę na strychu! – Ależ skąd! – odparł Iriku. – Nie chciałem ci o tym mówić, bo nie miałaś za grosz poważania dla mego ojca, ale to jego wizerunek przychodzę oglądać i to koi ból mojego serca. – Ty nędzny kłamco! – wrzeszczała żona. – Co widziałam, to widziałam. Na strychu ukryłeś kobietę! – Ależ zapewniam cię… Kłótnia stawała się coraz bardziej ostra, piekielna, kiedy nagle w drzwiach stanęła mniszka żebraczka. Małżonkowie wezwali ją, by rozsądziła spór. Mniszka wdrapała się na strych, wróciła i rzekła: – W zwierciadle widać mniszkę!
~
To na tyle jutro będzie część druga. Postanowiłam zrobić cykl tych basni i opowiadań. ;)
Ostatnio na moją playlistę wkroczyły f(x) od zawsze były jedynym koreańskim girlsbandem który lubiłam ale jakoś słuchałam ich mniej a teraz...codziennie~ Huh, do jutra<3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz