niedziela, 7 października 2012

Baśnie i opowieści zen Kraju Kwitnącej Wiśni cz. IV.~

Konbanwa.~ Dziś V część z cyklu Baśnie i Opowieści Zen. Nie wiem czy dam radę dodać coś jutro więc..gomene.
Fajnie by było gdybyście od czasu do czasu pisali komentarze. To byłoby bardzo miłe. Dla mnie jako autorki tego bloga ;_;
A teraz zapraszam do czytania:
~~~~
Niezwykła mniszka.

Stary mistrz zen lubił tę historię. „Ta baśń będzie stanowiła ważny moment na waszej drodze mądrości” – mówił do młodych nowicjuszy, uśmiechając się przy tym chytrze. Gdybyście tylko znali miasto Nara w tamtych czasach! Nara zieleniejąca, Nara kielich wonnego kwiatu, klejnot wyspy Honsiu’, religijna stolica Japonii, buddyjski Rzym. W jej murach żyło tysiące mniszek i mnichów. Wszędzie rozkwitały sanktuaria, kaplice, wielopiętrowe pagody, słynne świątynie. Najbardziej znaną ze wszystkich była cudowna świątynia Todaidji. Podczas wielkich świąt buddyjskich sam cesarz brał udział w uroczystościach. Tego dnia całe miasto było radosne. Ogromny tłum rozlewał się po uliczkach okalających świątynię; kuglarze, animatorzy marionetek, mimowie, akrobaci prześcigali się w pokazach zręczności i kolejno zabawiali grupki gapiów. Nagle podniósł się krzyk: „Cesarz, cesarz!”. Żołnierze uzbrojeni w ciężkie piki torowali drogę w tłumie i orszak posuwał się naprzód: cesarz w bogato złoconych szatach niesiony w lektyce, w otoczeniu dworzan, ministrów, szambelanów i bonzów. Zapachy kadzideł unosiły się w powietrzu, niebiańska muzyka pieśni towarzyszyła niespiesznemu przesuwaniu się cesarskiego orszaku w stronę wielkiego portyku świątyni, nad którym górował okazały Budda powlekany laką i jaśniejący tysiącem świateł. – To były wspaniałe święta! – mówił mistrz zen, rozmarzony. – Baśń, Mistrzu, baśń! – błagali młodzi nowicjusze. Na to mistrz się uśmiechał: – Miejsce i czas stanowią część baśni; słuchajcie z uwagą, mądrość nie dociera do niecierpliwych. Otóż w tamtych czasach zdarzyło się, że pewien mnich zakochał się nieprzytomnie w jednej mniszce. Ryonen była pięknością olśniewającej urody, promiennej, a jednocześnie tajemniczej. Jej cera, sposób noszenia głowy, postawa, wszystko w jej uroczym wyglądzie było zachwycające, do tego jednak dochodziła przenikliwa inteligencja, zdecydowany charakter, wspaniałomyślność, wzgląd na innych, od czego jaśniała wewnętrznym światłem. Ryonen mogłaby rozkochać w sobie do szaleństwa najmądrzejszych ludzi, a może nawet mnichów… Hashino kochał ją miłością niedorzeczną, nieokiełznaną. Nie jadł, nie spał, był roztargniony podczas ceremonii rytualnych, miał na jej punkcie obsesję, świata poza nią nie widział, żył tylko dla niej, działał na własną zgubę. Pewnej nocy przekroczył próg, popełnił najwyższą zbrodnię, wszedł do jej mniszej celi i błagał o miłość. Ryonen wzięła zatem los Hashino w swoje ręce. Wystarczyłoby, żeby zaczęła krzyczeć, żeby wezwała swe siostry, a stałoby się najgorsze. Ona jednak zachowała spokój, nie okazała nawet zdziwienia. Powiedziała tylko do nowicjusza, który płonął z pożądania: – Oddam ci się jutro. Nazajutrz był dzień wielkiego święta. Z okazji Oświecenia Buddy cesarz brał udział w nabożeństwach. Właśnie tam, w sanktuarium świątyni Todaidji, stanęła przez obliczem Hashino całkowicie naga. – Weź mnie – rzekła – teraz! Wtedy Hashino doznał Satori, Przebudzenia. Jak w tych rysunkach, na których kształty i kolory zmieniają się w zależności od punktu widzenia, ujrzał rzeczywistość, która do tej pory pozostawała w ukryciu. Poznał, że jego miłość była czymś nienaturalnym, zwodniczym, a jego szalone żądze przypominały migocące refleksy księżyca na wodzie. Zasłona iluzji rozdarła się. Sięgnął do korzeni ja, doszedł do prawdy i spokoju.

~~
Czy chciałbyś zostać cesarzem?

W tamtych czasach Heian,0, co znaczy „stolica pokoju i równowagi” I , było zachwycającym miejscem, gdzie rezydował Jego Wysokość Cesarz. Szlachetni panowie w czerwonych odzieniach, tunikach w kolorze czereśni i purpurowych spodniach, szlachetne damy w oszałamiających strojach o coraz to nowych, niespotykanych dotąd barwach, współzawodniczyli ze sobąw miłosnych zmaganiach i rozwiązywaniu łamigłówek. Wystawne rauty odbywały się nieprzerwanie to w pałacach, to w willach zdobionych wspaniałymi posągami. Na brzegach jeziora Ośmiu Cnót w blasku księżyca muzycy akompaniowali zakochanym. Świątynie były zbudowane z cennych gatunków drzewa, zdobione macicą perłową i inkrustowane szlachetny­mi kamieniami. Ceremonie rytualne odbywały sięz niezrównanym przepychem w całym cesarstwie. Cesarz Saga był człowiekiem sędziwym, którego nudziła już nieco ta zabawa bez końca. Dręczył go tajemniczy smutek. Cesarz nie miał syna. Często opuszczał dwór i udawał się w towarzystwie kilku wiernych i dyskretnych sług do pewnego pustelnika, mnicha zen. Ten żył niedaleko od stolicy, w prostym szałasie z gałęzi, w pobliżu zrujnowanej pagody. Siedząc na pniaku, Saga patrzył, jak mnich modli się, medytuje, rąbie drzewo, i jak siekiera błyska w słońcu w rytm jego uderzeń. – Od wielu lat patrzę, jak żyjesz, Ryoben, jesteś aktywny, pełen energii, wspaniałomyślny i mądry. Ja sięstarzeję, nie mam syna. Czy chciałbyś po mnie dziedziczyć, czy chciałbyś zostać cesarzem? Na tę zaskakującą prośbę mnich nie odpowiedział ani słowa. – Wyobraź sobie, Ryoben, przyjemności, bogactwo, władza absolutna, prawo życia i śmierci nad wszystkim, co oddycha w tym kraju. Mógłbyś wysta­wić tu pałac albo świątynię, albo sto pagodo nauczaćzen, rozszerzyć swoje wpływy. To cię nie kusi? Na to Ryoben odłożył siekierę, poprawił szatę i rzekł: – Pójdę nad rzekę, by umyć uszy zbrukane twymi słowami. I udał się nad rzekę, gdzie spotkał wieśniaka, który przychodził tam często poić krowę. – Myjesz sobie uszy, o tej porze? – Tak, moje uszy zostały zbrukane słowami cesarza. Zaproponował mi, bym po nim dziedziczył i zasiadł na tronie. – Rozumiem, dlaczego się myjesz! – powiedział wieśniak. – W tej sytuacji nie pozwolę krowie pić tej zabrudzonej wody.

Prowokacja, impertynencja, gromki, wyzwalający śmiech zen. Mnich patrzy jednakim okiem na księcia i nędzarza, na lwa i robaka. Niczego nie zazdroszcząc, niczego nie posiadając, zen jest wolnością doskonałą.
~~~

To tyle, oyasumi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz